Aż do znudzenia: co chwilę piszemy o zawodowej karierze menedżerów, prezesów, wyższej kadry zarządzającej, różnej maści ekspertów od marketingu, księgowości, handlu... może tym razem warto ugryźć temat zatrudnienia od innej strony?
Od strony, dajmy na to, grabarza, komornika albo kontrolera biletów? Przecież te zawody stale istnieją, i od czasu do czasu każdy z nas ma przyjemność spotykać któregoś z tych panów (piszę nieco na przekór genderowym nurtom „panów” - ale przecież chyba tak się utarło?); zresztą, przynajmniej z pierwszym z wymienionych specjalistów spotkamy się prędzej czy później na pewno. Nie czas i nie miejsce rozstrzygać tutaj, jak głęboko będziemy wtedy w to spotkanie zaangażowani – ale może warto zainteresować się już teraz, czy również w tych zawodach właściwe osoby trafiają na właściwe miejsce? Przykro byłoby przecież poniewczasie odkryć, że jakość zaserwowanej nam usługi pozostawia wiele do życzenia. Wszak krewni i przyjaciele, po niebagatelnej inwestycji w dalie i czarną krepę, mogliby tak łatwo nie darować.
Mówiąc wprost: musiałem zmierzyć się z sieciową wyszukiwarką, by znaleźć adekwatne oferty pracy. To o tyle specyficzne, że jednak ze swobodnymi wakatami na stanowiska telemarketera, sprzedawcy czy sekretarki – mamy czasami do czynienia. Jak się okazuje, wszystko głównie z tego powodu, że oferty pracy dla kontrolerów biletowych i komorników rozchodzą się na pniu, bez żadnej dodatkowej zachęty. Być może trochę dziwnym wydaje się fakt, że miejsca pracy, o których na co dzień nawet za dużo nie myślimy – po brzegi wypełnione są chętnymi. Ale przecież właśnie dlatego, że każde z wymienionych stanowisk jest wysoce atrakcyjne, często sporo bardziej niż „zwykłe” stanowisko „przy biurku”. Wiadomo, że są osoby szczególnie uzdolnione w kierunku pracy biurowej: ale jest ich znacznie mniej, niż aplikujących na takie stanowiska. Nie od dziś wiadomo zresztą, że panujące stereotypy – że „lepsza jest praca umysłowa”, że „lepiej zdobyć wykształcenie”, że „lepiej unikać niektórych zawodów” - psują rynek pracy. Na biurka szefów dużych przedsiębiorstw każdego dnia spływają setki CV, z których większość od razu ląduje w koszu; a przecież w tym samym czasie osoba obdarzona predyspozycjami – i pewną dozą odwagi, żeby wyłamać się spod społecznej presji – może znaleźć doskonałą pracę właśnie jako grabarz, komornik albo kominiarz.
Pora zacząć walczyć z przesądami. Owszem, nawet teraz zdarza się nam mówić, że „żadna praca nie hańbi” - ale często oprócz tego porozumiewawczo mrużymy oko. Ot, bajka dobra dla dzieci. A przecież powinno być zupełnie na odwrót: żadna praca nie tylko nie hańbi – ale wręcz każda (lub prawie każda, ale tych nielicznych wyjątków pozwolę sobie nie dopowiedzieć) jest powodem do dumy. Zgrabnie pisał Julian Tuwim, tym razem nieco wyżej oceniając dziecięcą inteligencję: „Piekarz musi mieć buty, | Więc do szewca iść trzeba, | No, a gdyby nie piekarz, | Toby szewc nie miał chleba. - Tak dla wspólnej korzyści | I dla dobra wspólnego | Wszyscy muszą pracować, | Mój maleńki kolego". Czasami niektóre obserwacje brzmią banalnie – ale trzeba wypowiedzieć je na głos, a potem autentycznie przemyśleć. Tak jest przecież również w tym wypadku. Owszem, gdzieś tam zdajemy sobie sprawę z faktu, że ktoś musi zbudować nam mieszkanie, ktoś upiec chleb, ktoś jeszcze uszyć spodnie – ale jednak zawody te spychamy na margines, myślimy: „no dobrze, niech ktoś to robi, ale dlaczego akurat ja”. Wykonawcom tych zawodów w żaden sposób nie przeszkodzi to zresztą w dalszym rozwoju swojej zawodowej kariery. Nie ma nic osobliwego w wynikach ostatnich badań, wskazujących, że niepopularne zawody są zawodami wysoce dochodowymi – praca biurowa, wbrew pozorom, nie wypada w tych rankingach zbyt różowo.
Do jakich wniosków mogą wieść nas te obserwacje? Przede wszystkim do takiego, że warto precyzyjnie ocenić swoje możliwości i szanse na rynku pracy. Specjaliści w zakresie HR nie od dziś podkreślają, że pęd do pracy „umysłowej” - jest pędem owczym. Zazwyczaj zwyczajnie nie warto łokciami pchać się w meandry kariery menedżera albo handlowca, jeśli nie dysponujemy ku temu odpowiednimi umiejętnościami. Trzeba po prostu pozbyć się negatywnych nawyków myślowych, każących łączyć pewne miejsca pracy z większym prestiżem. Suche fakty? Proszę bardzo! Największym społecznym prestiżem nie cieszy się wcale zawód profesora, bankowca lub menedżera, ale – najprozaiczniej – strażaka.